Tego roku na wakacyjny wyjazd opcji było kilka, do samego końca nie wiedzieliśmy gdzie się udamy. Decyzja padła by jechać do Grecji po drodze odwiedzając kraje takie jak Serbia, Macedonia, Albania by dotrzeć w końcu nad piękne greckie morze. By urozmaicić drogę powrotną wjedziemy jeszcze do Bułgarii i jako wisienka na torcie zostaje nam ulubiona trasa Transfăgărășan.
Dzień pierwszy – tranzytem do Serbii
Wyjeżdżamy wcześnie rano by w ciągu dnia mieć trochę czasu na odpoczynek, trasa mierzyła około 750 km. Doświadczenie z poprzednich wypraw, że Węgry trzeba traktować tranzytowo – wybieramy opcje autostrada i to był strzał w dziesiątkę. Kilometry ubywały szybko a koszt winiety zakupionej dzień wcześniej przez Internet to koszt około 25 zł. Granica z Serbią była dość mocno zakorkowana przez osobówki, ale korzystamy z „przyzwolenia” jakie mają motocykle ryjemy się na przód kolejki 🙂 Do naszego noclegu w Belgradzie dojeżdżamy również autostradą (w Serbii opłaty uiszcza się w bramkach nie ma winiet) W stolicy Serbii jak i w innych bałkańskich miastach panuje chaos na drodze i nieporządek na ulicach. Śmieci walają się dosłownie wszędzie a przechodnie omijają kosze wyrzucając papierki gdzie popadnie. Chociaż ostatnio pojawiło się dużo tablic edukujących społeczeństwo musi upłynąć trochę wody w Dunaju aby to przyniosło jakiś rezultat.
Dzień drugi – troszkę po Serbii
Drugi dzień naszej wycieczki to podróż na południe kraju by zbliżyć się do Macedonii. Wczoraj w naszym hotelu odbywały się dwa przyjęcia weselne nie mogliśmy zwiedzić obiektu który był takim w swoim rodzaju skansenem. Rano pakujemy swój motocyklowy dobytek w kufry, jemy smaczne śniadanie i ruszamy w stronę Dunaju. Trasa biegnie wzdłuż tej wielkiej rzeki, która jest jednocześnie jest granicą pomiędzy Rumunią. Kolejnym punktem który miałem zaznaczony na mapie był Lazarev Kanion, niestety szutrowa droga prowadząca do punktu widokowego okazała się mocniejsza od mocowania kufra centralnego, dwa mocowania nie wytrzymały i zaczął radośnie dyndać. Udaje nam się naprawić usterkę a po kilku kilometrach mocowania znów nie wytrzymują. Przeorganizowujemy swój bagaż, z pomocą śpieszy nam serbski motocyklista który miał w swoim samochodzie kilka kluczy. Przekręcam kufer na inne mocowania i już do końca mamy z tym spokój. Nocleg planujemy w górach na wschodzie Serbii.
Dzień trzeci – Macedonia – Skopje
Tego dnia pokonujemy granice i po południu docieramy do stolicy Macedonii – Skopje. Mamy kilka punktów zaznaczonych na mapie, ale najpierw meldujemy się w hotelu by pozbyć się ciuchów motocyklowych zamienić je na coś lżejszego bo upał niemiłosierny 🙂 Ruszamy w stronę Kanionu Matka, jest tam dość spory ruch ale udaję nam się troszkę pozwiedzać, przepłynąć łódką. Wieczorem udajemy się do centrum Skopje, na Stary Bazar, Kamienny Most. Niestety kolejka na wzgórze które można podziwiać Skopje była dzisiaj nieczynna, ale już po ciemku dojeżdżamy pod samą stacje kolejki skąd widoki są równie piękne.
Dzień czwarty – Jezioro Ochrydzkie – Albania (Berat)
Dnia czwartego zaraz po śniadaniu w nawigacje wbijam Jezioro Ochrydzkie, ale nie jedziemy tak jak chce google dodaje bardziej górską i widokową trasę. Temperatura nie zwalnia ani na chwilę cały czas „cieszymy” się niemal bezchmurnym niebem, jak się okazało w późniejszych etapach tego dnia pokropiło dosłownie kilka minut i to był jedyny opad jaki nas spotkał na tej wyprawie. Po drodze nie mijamy zbyt wielu motocyklistów, ogólnie ruch jest umiarkowany jedzie się bardzo dobrze. Wioski w tym rejonie wklejone są w górskie zbocza, widać charakterystyczne wieże z meczetów. Docieramy do jeziora Ochrydzkiego, woda bardzo ciepła i przejrzysta, a wzgórza dokoła dodają jeszcze ładniejszych widoków. Przekraczamy granice z Albania i zatrzymujemy się by zjeść smacznego pstrąga, naszym dzisiejszym celem jest miasto Berat, gdzie spotkamy się ze szwagrem, który tam się zatrzymał. Samo miasto jest bardzo malownicze, warto odwiedzić je również po zmroku, jest dość mocno oblegane przez turystów.
Dzień piąty – do Grecji
Tego dnia w końcu udaje nam się dotrzeć do Grecji. Droga przez Albanie nas trochę wymęczyła, rekompensowały to jedynie piękne góry i dość szybko przebyta granica. Dzisiejszą i kolejną noc jak na prawdziwych podróżników przystało spędzimy w namiocie 😉 Wybieramy fajne pole kempingowe na którym jest wszystko wraz z dostępem do plaży. Teraz mamy czas by odpocząć, nabrać siły na kolejne dni. Samo morze jest bardzo ładne woda czysta, plaże wysypane drobnym kamyczkiem. Szkoda ze nie mieliśmy ze sobą maski do nurkowania, no ale przestrzeń bagażowa jest dość mocno ograniczona. Tej nocy udało nam się nawet wyspać 🙂
Dzień szósty – plażing i krótka wycieczka
Na ten dzień nie planowaliśmy nic szczególnego, jedynie krótka wycieczka do miasteczka Panagia, które leży nad samym brzegiem i ma bardzo malowniczą zabudowę. Po powrocie dalej wylegujemy się na plaży, zajadamy oliwkami i grecką fetą przepijając to winkiem 🙂
Dzień siódmy – Meteory
Z samego rana pakujemy swój kempingowy dobytek w kufry, na dzisiaj zaplanowany mamy kierunek na wschód przez Meteory w stronę morza egejskiego. Mimo że jedziemy autostradą (opłaty na bramkach dla motocykli od 0,20-1,5E za odcinek) to widoki zachwycają jak i ilość tuneli które są dosłownie co kilka km. Docieramy do Meteorów, nie zatrzymujemy się tutaj na długo kilka przystanków na fotki i filmiki. Miejsce bardzo ładne warto wpisać je jako punkt na swojej trasie. Na nocleg docieramy do miasteczka Katerini, jest tak gorąco ze klima w hotelu ma co robić 🙂
Dzień ósmy – Saloniki – Bułgaria – Sofia
Zaraz po śniadaniu ruszamy w stronę Bułgarii, po drodze zaznaczyłem jeszcze Saloniki w których robimy sobie krótka przerwę na spacer. po czym udajemy się do Bułgarii gdzie autostradą (darmową dla motocykli) docieramy do jej stolicy Sofii. Mamy trochę czasu na zwiedzanie idziemy do zoo, gdzie niestety nie możemy zapłacić kartą ani euro. Na szczęście spotykamy miłego pana który płaci za nas wstęp nie biorąc nic w zamian. Samo zoo jest troszkę zaniedbane, ale udaje nam się spotkać kilka dzikich okazów 🙂 Później jedziemy do centrum zwiedzamy Sobór św. Aleksandra Newskiego i kończymy naszą przygodę w stolicy tego kraju.
Dzień dziewiąty – Troyan Pass – przeprawa promem – Rumunia
Budzik ustawiony na 4:30 chcemy wyjechać tak wcześnie by zdążyć na prom przez Dunaj. Po drodze odwiedzamy jeszcze drogę o numerze 35 (Troyan Pass). Bardzo kręta malownicza droga na szczycie której znajduje się Monument „Arch of Freedom” pod który można podjechać. O tej porze byliśmy sami a widoki jak i sama budowla są warte odwiedzenia. Kolejnym etapem tego dnia jest przeprawa promem przez Dunaj która jest zarazem przejściem granicznym. Tego dnia w mocnym słońcu docieramy wieczorem do naszej ulubionej trasy Transfăgărășan. W końcu udaje nam się zobaczyć kilka niedźwiedzi, które kuszone jedzeniem stoją przy barierkach. Samej trasy nie będę opisywał, trzeba ją samemu przejechać
Dzień dziesiąty – powrót do domu
Tego dnia czekało nas 750km drogi, wybraliśmy autostrady bo nasza winieta na Węgrzech była ważna ostatni dzień. Kilometry uciekały dość szybko, upal nie odpuścił nas do samego domu, ale za to stroje przeciwdeszczowe przeleżały grzecznie z kufrach.
Krótkie podsumowanie:
– 4500km – 8 krajów – 3 stolice
– brak awarii (oprócz usterki z kufrem)
– brak mandatów, kontroli policyjnych
Spytacie czy było warto? Pewnie że warto !